Geoblog.pl    PodrozeLukasza    Podróże    LADAKH - Łukasz w krainie przełęczy    Dlaczego Ladakh - przygotowania
Zwiń mapę
2012
04
sie

Dlaczego Ladakh - przygotowania

 
Polska
Polska, Warszawa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
W tym roku tradycyjnie zaczęłam planowanie wakacji z myślą o wyjeździe do Mongolii. Ale bilety drogie, a do tego perspektywy kulinarne niezbyt zachęcające dla wegetarian. Po namyśle zaczęliśmy się więc skłaniać ku Indiom. Dawno nie byliśmy - poprzednim razem w 2003 roku, odwiedziliśmy wtedy położone w Himalajach Indyjskich Spiti i Kinnaur. Po trekkingu przez przełęcz Pin Parbati (5300 m npm) Marcin oświadczył mi się z bukietem himalajskich kwiatków. Ciężko uwierzyć, że to już 9 lat minęło. W każdym razie z poprzedniego wyjazdu mamy bardzo dobre wspomnienia, zawsze marzył nam się powrót w tamte rejony i trekking w górach Zanskaru, czy Ladakhu.

Drugi ważny powód, dla którego zależało nam na odwiedzeniu Indii to chęć poznania naszych tybetańskich podopiecznych. Od kilku lat korespondujemy z 2 tybetańskimi dziewczynkami: Jhama i Lumo, które uczą się w Bon Children’s Home (BCH) w Dolanji. Przy buddyjskim klasztorze Menri (tradycja jungdrung bon) powstał internat i szkoła, w której uczy się niemal 300 dzieci. W BCH dzieci otrzymują wykształcenie, poznają też swoją kulturę i religię – w większości pochodzą z rodzin bonpo, czyli pierwotnej religii Tybetu, która potem przyjęła wiele elementów z buddyzmu i dziś jest już oficjalnie uznawana za piątą szkołę buddyzmu tybetańskiego. Fundacja Pomocy Dzieciom Tybetu Nyatri wspiera BCH, prowadząc program „adopcja serca” – darczyńcy finansują ogólne koszty prowadzenia Bon Children’s Home ale mają też możliwość utrzymywania kontaktu z podopiecznymi BCH. Choć Jhama i Lumo piszą do nas po angielsku, wiele nie można się z ich listów dowiedzieć bo nie znają języka zbyt dobrze. Bardzo nam zależało, żeby je poznać zanim ukończą szkołę i powrócą do swojej rodziny w Nepalu. To był właśnie powód, który zdecydował o wyborze Indii w tym roku. Potem dowiedzieliśmy się, że od stycznia 2012 r. władze Indii wprowadziły obowiązek posiadania przez cudzoziemców specjalnego pozwolenia (protected area permit), gdyż w Dolanji mieści się osiedle uchodźców tybetańskich. Po sporych perturbacjach w ambasadzie Indii udało nam się to pozwolenie zdobyć ale konieczna była osobista rozmowa z konsulem.

Kolejnym wyzwaniem był zakupu biletu kolejowego Indian Rail w internecie – trzeba utworzyć konto użytkownika i dostaje się sms z hasłem. Niestety nie mamy nr w indyjskiej sieci, więc trzeba poprosić o przesłanie hasła mailem, potem były problemy z aktywacją. W dodatku zabrakło miejsc w II klasie, więc jedziemy pierwszą. Sukcesem jest to, że mamy już 2 bilety potwierdzone, a Łukasz nadal jest na liście oczekujących…

Plan podróży jak zwykle mamy dosyć intensywny. Za cel podróży wybraliśmy Ladakh – dawne królestwo położone w Himalajach Indyjskich na granicy z Tybetem, słynące z pięknie położonych klasztorów buddyjskich. Wylatujemy 6 sierpnia z Warszawy, przez Stambuł (wyjątkowo nie lecimy Aerofłotem tylko Turkish Airlines). W New Delhi wylądujemy następnego dnia o 4:20 i od razu chcemy jechać autobusem na północ do Solan, a stamtąd do Dolanji. To zajmie nam cały dzień. W Dolanji spędzimy niecałe dwa dni – chętnie zostalibyśmy dłużej ale musimy zdążyć na samolot (tym razem Air India) do Leh, stolicy Ladakhu. Najpierw będziemy musieli jednak dojechać pociągiem (nocnym) do lotniska w Jammu – właśnie tym pociągiem, na który wciąż usiłujemy zdobyć bilety.

Leh położone jest wysoko, na 3500 m npm. Aby łatwiej się zaaklimatyzować, na początek zatrzymamy się w położonej nieco niżej wiosce Saspol (ok. 3 godzin drogi od Leh). Następnie chcemy zwiedzić klasztor Lamayuru i zrobić krótki trekking z Temisgam do Likir (według przewodnika zajmie to 2-4 dni, trasa jest jedną z łatwiejszych w Ladakhu, jest tam kilka przełęczy ale żadna nie przekracza 4000 m, po drodze jest kilka wiosek, więc nie trzeba zabierać namiotu). Potem planujemy zwiedzanie Leh i wycieczki do doliny Nubry (na zach) i nad jezioro Pangong Tso (na pn od Leh). A dalej już pora myśleć o powrocie – jeśli udałoby nam się znaleźć chętnych na wspólne wynajęcie jeepa, wrócilibyśmy odwiedzając po drodze wysoko położone jeziora Tso Moriri (4595 m npm) i Tso Kar, następnie kierując się na południe do miasta Manali. Mamy oczywiście wstępny plan podróży ale trzeba będzie planować elastycznie – w zależności od samopoczucia (Łukasz jeszcze nie był tak wysoko), warunków na drodze (ponieważ drogi prowadzą przez wysokie przełęcze, notorycznie się psują - zasypywane przez błoto i kamienie, stale są naprawiane – jest to naprawdę ciągła walka z żywiołem) oraz tego czy uda nam się znaleźć chętnych na wspólne wynajęcie jeepa (niestety koszty są całkiem spore gdybyśmy chcieli wynająć cały pojazd tylko dla naszej trójki). Przygód na pewno nie zabraknie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Julita
Julita - 2012-08-06 09:48
Agnieszko, trzymam kciuki za zrealizowanie planu !
:)
 
 
zwiedzili 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 95 wpisów95 13 komentarzy13 2491 zdjęć2491 0 plików multimedialnych0