Geoblog.pl    PodrozeLukasza    Podróże    GRUZJA - Łukasz na szlaku kamiennych wież    Warszawa – Kutaisi - Tbilisi
Zwiń mapę
2013
28
lip

Warszawa – Kutaisi - Tbilisi

 
Gruzja
Gruzja, Kutaisi - Tbilisi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Do Gruzji lecieliśmy Wizzairem (z Warszawy do Kutaisi). To był nasz pierwszy przelot tanimi liniami, było więc trochę stresu jak się spakować – wykupiliśmy 1 sztukę bagażu rejestrowanego o wadze do 32 kg. A my mieliśmy w planach wycieczki górskie, trzeba było zabrać namiot, śpiwory, jedzenie na parę dni. Musieliśmy uważać, żeby najcięższe rzeczy zapakować do bagażu podręcznego – tak żeby waga naszych 2 plecaków (nadaliśmy je razem) nie przekroczyła owych magicznych 32 kg.

Wiz do Gruzji nie potrzeba. Jeździ tam dużo Polaków, więc informacji w Internecie jest mnóstwo (m.in. na travelbit.pl i kaukaz.pl). Przewodników też jest spory wybór: warte uwagi są m.in. „Kaukaskie ścieżki CHEWSURETIA oraz krótki opis wchodniej Gruzji” (z całkiem niezłą mapą Chewsuretii). Korzystaliśmy też - choć niewiele - z „Walking in the Caucaus. Georgia” Petera Nasmyth (udało mi się pożyczyć ten przewodnik, zakupu raczej nie polecam). Mapy można kupić w Tbilisi w sklepie Geoland. Z książek o Gruzji zdecydowanie warto przeczytać „Toast za przodków” Wojciecha Góreckiego i „Dobre miejsce do umierania” Wojciecha Jagielskiego. Historia Kaukazu jest niesamowita – każdy walczy z każdym, przeszłość miesza się z teraźniejszością. Wcześniej przeczytałam „Gaumardżos: opowieści z Gruzji” Marcina Mellera i Anny Dziewit-Meller i to są zupełnie inne światy. Niesamowite dla mnie jest, jak szybko – po tych wszystkich wewnętrznych konfliktach, walkach i wojnach (z Abchazją, Osetią i Rosją), życie w Gruzji wróciło do normalności.

W planach mamy trasę w górach – wybieramy się do Tuszetii (region na północnym-wschodzie kraju, przy granicy z Czeczenią i Dagestanem), a stamtąd chcemy przejść przez przełęcz Atsunta do Chewsuretii. Powinno to nam zająć 5 dni (ok. 85 km, przełęcz na 3500 m n.p.m). A jeśli sił i zapału wystarczy, będziemy się kierować dalej na zachód – przez przełęcz Chaukhi do wioski Juta, skąd można już podjechać do Kazbegi. W zależności od tego, ile czasu nam zostanie będziemy zwiedzać – zabytków tu nie brakuje.

Wylatujemy o nieludzkiej porze – 6:05, na szczęście z Okęcia a nie z Modlina. Leci się króciutko, po niecałych 3 godzinach lądujemy już w Kutaisi. Lotnisko jest nowe, niewielkie – z samolotu po prostu przechodzimy przez płytę lotniska do terminalu. Wita nas deszcz, jest dużo chłodniej niż w Polsce. Na lotnisku nie ma nic – żadnego sklepu, kantoru. Na szczęście są marszrutki, można jechać bezpośrednio do Tbilisi, nad morze do Batumi czy na północ w góry Svanetii – do Mestii. My kierujemy się do Tbilisi. Podróż zajmuje ok. 4 godzin. Próbuję spać ale bezskutecznie. Kierowca słucha głośnej muzyki, a wśród pasażerów są jej wielcy miłośnicy. Tuż za mną siedzi Gruzin, który najgłośniej śpiewa i klaszcze. W każdym razie podróż mija szybko. Wysiadamy przy dworcu Didube i metrem jedziemy do hostelu Iriny, gdzie mamy rezerwację. Niestety nasza rezerwacja zaginęła i nie ma już wolnych miejsc. Mam podejrzenie, że po prostu za wcześnie ją zrobiłam, trzy tygodnie to za wcześniej jak na Gruzję. Irina pali jak smok, jak wszyscy w Gruzji zresztą. Poleca nam nocleg u Nino, który okazuje się bardzo dobrym wyborem. Miejsce jest położone w samym centrum, niedaleko głównej alei Rustaveli, na wysokości Opery. Nino jest bardzo gościnna, uczynna, dużo nam pomaga. Ma też kota i psa, więc Łukasz jest zachwycony. Oprócz nas zatrzymała się tu para Hiszpanów i Ukraińców. Wieczorem spacerujemy po centrum szukając restauracji gruzińskiej. Są indyjskie, libańskie, kubańskie, niemieckie, włoskie i francuskie ale gruzińskiej szukamy długo. Wreszcie jest. Zamawiamy aczmę (makaron z serem) z sałatką, placki kukurydziane mczadi, sałatkę z bakłażanów i pierogi chinkali (w wersji z ziemniakami i sosem śliwkowym, który mnie zaskoczył bo był zielony, z koperkiem). Dobre wrażenie o kuchni gruzińskiej potwierdza się rano przy śniadaniu. Jemy jeszcze ciepły chleb puri (pieczony w glinianym piecu w pobliskiej piekarni) z gęstym jogurtem matsoni, gruzińskim serem solankowym i warzywami. Zwykłe pomidory i ogórki smakują tu wyśmienicie (takie zapomniane smaki z dzieciństwa prawdziwych pomidorów). Do tego Nino robi mi piekielnie mocną i słodką kawę po turecku.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 95 wpisów95 13 komentarzy13 2491 zdjęć2491 0 plików multimedialnych0