Naszym celem tego dnia jest kurdyjska wioska Palangan, położona w górach w kierunku granicy irackiej. Po drodze zatrzymujemy się na wspólne tańce z uczestnikami kurdyjskiego wesela – jest gwarnie i wesoło. Wioska, Palangan, zbudowana z piętrowych, glinianych domów jest bardzo atrakcyjna. Naszą uwagę przyciągają jednak przed wszystkim tradycyjne stroje kurdyjskie, w jakich chodzą mężczyźni i kobiety. Mężczyźni mają charakterystyczne szerokie spodnie, a kobiety kolorowe spódnice i chusty. Wieczorem spacerujemy wzdłuż rzeki, a rano wybieramy się w dalszy spacer po górach w okolicy Palangan. Jest piątek, więc przyjeżdża też od rana sporo turystów. Na szczęście oni wybrali się tu na piknik i szukają wygodnych miejsc do odpoczynku na dole, nikomu nie chce się łazić po górach. A widoki są przepiękne - z górskiego grzbietu podziwiamy kanion, w którym płynie rzeka. Jesteśmy jedynie 40 km od granicy z Irakiem. Za górami, które widzimy przed sobą jest wioska Poveh, do której (tym razem) nie uda nam się dotrzeć. Ale mamy wielką nadzieję, że kiedyś jeszcze w te okolice uda nam się wrócić. Na razie trzeba jednak wracać do wioski, spakować plecak. Przed wieczorem dojeżdżamy do miasta Sanandaj, stolicy irańskiego regionu kurdyjskiego. Tu również wiele osób ubranych jest w tradycyjne stroje kurdyjskie. Spacerujemy po ulicach Sandandaj, po prostu przyglądając się ludziom. Odwiedzamy niewielki meczet. Szukamy kantoru i nawet udaje nam się go znaleźć ale jest zamknięty.