Przed opuszczeniem Sanandaj musimy wymienić pieniądze. Niestety rano kantor jeszcze jest nieczynny, jedziemy więc na dworzec autobusowy. Okazuje się, że minibusy do Bijar odjeżdżają z innego dworca, więc udajemy się tam. Potem Marcin wraca do centrum i na szczęście kantor już jest czynny. Wraca w ostatniej chwili przed odjazdem naszego minibusa. Nie zatrzymujemy się w Bijar, jedziemy dalej do Takab, a potem do Tacht-e Solejman. To niewielki wulkan z głębokim, skalistym kraterem, z którego czuć wydobywającą się siarkę. 2 km dalej są ruiny świątyni zoroastriańskiej, której wyznawcy czcili ogień. Wieczny ogień już nie płonie ale kiedyś wykorzystywano do jego podtrzymania ulatniający się z wulkanu gaz. Obok świątynnego kompleksu naszą uwagę przyciąga jeziorko w kraterze wulkanu. Atmosfera tego miejsca jest wyjątkowa, zostajemy tam jeszcze dłużej, spacerując w labiryncie ruin. Wyjeżdżamy drogą przez góry. Nie mogę się jednak skupić na podziwianiu widoków, bo jedziemy z dosyć szalonym kierowcą. Gdy tylko się zatrzymuje w pierwszym napotkanym mieście, przesiadamy się, żeby bezpiecznie jechać dalej.