Geoblog.pl    PodrozeLukasza    Podróże    JAPONIA - jak Łukasz przespał spotkanie z niedźwiedziem    Matsushima, ach Matsushima
Zwiń mapę
2010
15
lip

Matsushima, ach Matsushima

 
Japonia
Japonia, Matsushima
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8998 km
 
Wcześnie rano wyruszamy na dworzec bo czeka nas daleka droga na wyspę Kinkasan. Miła niespodzianka - właścicielka ryokanu podwiozła nas na dworzec swoim samochodem. Jedziemy pociągiem osobowym do Utsunomija, potem ok. 1 h shinkansenem na północ do Sendai i kolejną godzinę do Ishinomaki. Niestety okazuje się, że informacje w przewodniku są nieaktualne i ostatni prom na Kinkasan odpływa nie o 15:30 ale godzinę wcześniej i nie zdążylibyśmy na niego. W informacji turystycznej nikt nie mówi po angielsku, więc ciężko się czegoś dowiedzieć choć wszyscy są bardzo pomocni. Wykonują kilka telefonów do osób, które co prawda mówią trochę po angielsku ale za to nie potrafią udzielić żadnych informacji na temat połączeń. Udaje mi się nawet porozmawiać telefonicznie z kapitanem tego promu, który informuje jednak, że pogoda jest sztormowa i nie wiadomo czy następnego dnia rano prom w ogóle wypłynie. Poddajemy się więc i zmieniamy plany, jedziemy do Matsushimy.

Miejscowość ta słynie z wielu małych, porozrzucanych po wybrzeżu skalistych wysepek, porośniętych sosnami, które wiatr powyginał w fantastyczne kształty. Wygląda niesamowicie malowniczo. Widok niezwykle zachwycił poetę Bashō, który tak wyraził swój podziw: „Matsushima, ach Matsushima, Matsushima”. Zbliża się już wieczór, a my udajemy się najpierw na wysepkę Oshima. Miejsce jest urocze: alejki pośród korzeni drzew, posągi i latarnie pokryte mchem, skaliste zbocza porośnięte sosnami. Znajdujemy tam doskonałe miejsce do rozbicia namiotu – ocienione drzewami, obok półek skalnych z buddyjskimi posągami. Czekamy do zmroku, żeby nas nie przegonił jakiś strażnik i dopiero wtedy się rozbijamy. W nocy nikt nas nie niepokoił za to bez przerwy padał deszcz. Rano zwijamy się w deszczu i wybieramy na zwiedzanie pozostałych wysp: Godaido z drewnianą świątynią i Fukurajima – największa, porośnięta bujną roślinnością.

Po południu wracamy pociągiem do Sendai. Udaje nam się kupić gaz do kuchenki turystycznej, zapasy jedzenia na drogę (przy każdym większym dworcu są sklepiki oferujące bento - posiłek zapakowany w pudełeczka z wieloma przegródkami) i wyruszamy do portu. Ze stacji kolejowej powinno to być piechotą ok. 15 minut ale droga okazuje się znacznie dłuższa. Po 40 minutach marszu portu wciąż nie widzimy, zaczyna za to padać deszcz i szybko się ściemnia (ok. 19:00 już zapada zmrok). W końcu udaje mi się zatrzymać jakiś samochód (mieliśmy duże szczęście bo wyszliśmy już z centrum miasta i ruch na drodze był niewielki). Miła Japonka z trójką dzieci nie tylko mówi po angielsku, ale ma miejsce w samochodzie, żeby zabrać nas i bagaż do portu. Samochodem dojeżdżamy tam w pięć minut, gorąco dziękujemy, nawet Łukasz się przyłącza i mówi słodko arigato gozaimasu. Prom jest naprawdę wielki, jest tam wszystko czego nam potrzeba – nawet jacuzzi, można się umyć i wysuszyć ubrania. Mamy miejsca leżące w wielkiej sali z matami (tatami), Łukasz strasznie tam dokazuje: biega, skacze, hałasuje.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 95 wpisów95 13 komentarzy13 2491 zdjęć2491 0 plików multimedialnych0