Geoblog.pl    PodrozeLukasza    Podróże    JAPONIA - jak Łukasz przespał spotkanie z niedźwiedziem    Jak nie zobaczyliśmy Mashu-Dake (w parku narodowym Akan)
Zwiń mapę
2010
18
lip

Jak nie zobaczyliśmy Mashu-Dake (w parku narodowym Akan)

 
Japonia
Japonia, Kusharo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9776 km
 
W nocy pada. Zwijamy namiot skoro świt – przed nami niełatwe zadanie, aby zdążyć do Toya Onsen na autobus o 7:39, przy czym musimy dojść tam pieszo 2 km. Łukasz dzielnie drepcze do dworca, jesteśmy tam całe 5 minut przed czasem. Autobusem dojeżdżamy do dworca kolejowego, potem pociągiem do Tomakomai (1h), a następnie 3h do Kushiro, wzdłuż południowego wybrzeża Hokkaido. W Kushiro mamy 6 minut, żeby się przesiąść do pociągu do Kawayu w parku Akan – i oczywiście bez problemu zdążamy. Przejeżdżamy przez bagienne tereny. Podróż sprawnie nam przebiega – z dworca kolejowego Kawayu jedziemy autobusem do miasteczka Kawayu Onsen, skąd zamierzamy dotrzeć na camping na jeziorem Kusharo. Ostatni autobus już odjechał więc wyruszamy pieszo, po drodze łapiemy stopa do campingu w Wakoto. Podwiozło nas bardzo sympatyczne małżeństwo. Kiedy dowiedzieli się, że jesteśmy z Polski od razu przypomniała im się Maria Curie. Do Wakoto docieramy w deszczu, kiedy już się ściemnia. Szybko rozbijamy namiot i wyruszamy wykąpać się w gorących źródłach. W Wakoto jest odkryty basenik rotenburo, z widokiem na jezioro Kusharo. Nic to, że leje jak z cebra, a woda w gorących źródłach jest wyjątkowo gorąca – miejsce jest bardzo klimatyczne. O ile onseny zazwyczaj mają oddzielną część dla kobiet i dla mężczyzn, rotenburo w Wakoto jest koedukacyjne. Dodam, że Japończycy zażywają kąpieli nago, na szczęście oprócz nas nie ma innych miłośników gorących źródeł.

Po raz pierwszy mieszkamy na campingu i bardzo doceniamy jego uroki: zadaszone umywalki i miejsce na grill – jest się gdzie schronić w czasie deszczu, przepakować, ugotować ciepłą kolację. Nie tylko można zrobić pranie ale też wysuszyć rzeczy w suszarce. Japończycy zwykle przyjeżdżają samochodem i mają co najmniej 2 namioty: mniejszy do spania i ogromny do gotowania. Rano spacerujemy wokół półwyspu Wakoto. Łukasz kąpie się z dziećmi w jeziorze, potem wspólnie kąpiemy się w łaźni w drewnianym domku, który mamy cały dla siebie. Tereny nad jeziorem są również bardzo aktywne wulkanicznie, podczas spaceru oglądamy kłęby pary i dymu (fumarole). Autobusem jedziemy nad jezioro Mashu-ko, niezwykle pięknie położone, otoczone stromymi porośniętymi lasem brzegami i praktycznie niedostępne (nie widzieliśmy żadnej ścieżki do brzegu jeziora). Woda w Mashu-ko jest bardzo przejrzysta, to jedno z najczystszych jezior na świecie. Nie dopływa ani nie wypływa z niego żadna rzeka. W lecie jezioro jest często spowite mgłą i tak też było tym razem. Na chwilę się przejaśniło i mogliśmy je zobaczyć, jak również położony nad jeziorem wulkan Mashu-dake (857 m npm). W drodze powrotnej do Kawayu zatrzymujemy się przy niewielkim, aktywnym wulkanie Io-zan (512 m npm), spowitym kłębami siarki. Przez miasteczko Kawayu przepływa strumyk z gorących wód, można w nim moczyć stopy, co oczywiście robimy z przyjemnością. Na nocleg wracamy nad jezioro Kusharo, tym razem do bliżej położonego campingu w Nibushi Onsen. Miał on być położony 2 km od Kawayu ale idziemy co najmniej 4 km. Sprawnie nam to idzie bo przez całą drogę kąsają nas komary i gzy, więc stale przyspieszamy kroku.

Wstajemy o 5.30, zwijamy namiot i wyruszamy pieszo do Kawayu Onsen. Chcemy się wybrać na wycieczkę na wulkan Mashu-dake. Mam nadzieję złapać stopa ale o tej porze ruch jest znikomy. Marcin idzie przodem, żeby kupić bilety na autobus a ja z Łukaszem dopiero po przejściu ok. 3 km zatrzymuję stopa - zieloną betoniarkę! Nie wiem, jak udało mi się do niej zapakować z Łukaszem i plecakiem ale z zejściem mam poważny problem… Najważniejsze, że zdążyliśmy na autobus, który nie jeździ zbyt często. Docieramy do dworca kolejowego w Kawayu i tam zostawiamy plecaki, a sami podjeżdżamy autobusem nad jezioro Mashu-ko. Chcemy dotrzeć do krateru Mashu-dake (857 m npm). Trasa ma ok. 14 km, planujemy ją na 6h. Najpierw prowadzi grzbietem wzdłuż brzegu jeziora, potem wzdłuż krateru wulkanu. Idziemy we mgle ale mamy nadzieję, że podobnie jak poprzedniego dnia trochę się przejaśni. Podejście jest bardzo strome. Dochodzimy do krawędzi krateru – niestety widoków nie ma żadnych, wszystko jest we mgle. Jest duża ekspozycja, trochę się obawiałam czy Łukasz nie będzie dokazywał – ale on grzecznie siedział i jeszcze przytrzymywał nosidełko, żeby nie spadło. Jest silny wiatr, więc po chwili schodzimy na dół; nie zanosi się na poprawę pogody. W drodze powrotnej Łukasz dostaje kompas i prowadzi nas w dół. Zabawia nas opowiadając, że kompas pokazuje mu drogę do małego baseniku. Najważniejsze, że dzięki temu chętnie sam idzie. Jako system motywacyjny sprawdzają się nam też naklejki, które Łukasz dostaje wieczorem za dobre sprawowanie w ciągu dnia i nakleja na koszulkę. Wracamy autobusem do Kawayu i jeszcze tego samego dnia jedziemy pociągiem (50 min) do Shiretoko Shari. Nasz camping Kurione Rider House jest za miastem ale udaje nam się zatrzymać stopa – panią, która robiła w supermarkecie zakupy i mieszka niedaleko. Camping jest połączony z hostelem dla fanów motorów. Wszyscy oprócz nas są na motorach, mają wielkie wypasione maszyny. Bardzo cieszy mnie to, że na miejscu jest pralka – okazuje się, że potrzebujemy pomocy aż trzech Japończyków, aby ją uruchomić (trzeba było patyczkiem wcisnąć mechanizm blokady przy klapie pralki). Mamy też do dyspozycji malutki onsen, nic bardziej nie cieszy Łukasza.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 95 wpisów95 13 komentarzy13 2491 zdjęć2491 0 plików multimedialnych0