Geoblog.pl    PodrozeLukasza    Podróże    JAPONIA - jak Łukasz przespał spotkanie z niedźwiedziem    Na półwyspie Shiretoko – jak Łukasz przespał spotkanie z niedźwiedziem
Zwiń mapę
2010
20
lip

Na półwyspie Shiretoko – jak Łukasz przespał spotkanie z niedźwiedziem

 
Japonia
Japonia, Iwaobetsu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9853 km
 
W języku Ajnów - pierwszych mieszkańców Hokkaido, Shiretoko znaczy koniec ziemi. To najbardziej na wschód wysunięty skrawek Japonii, otoczony Morzem Ochockim, w zimie skutym krą lodową. Są tu najdziksze zakątki Japonii, zamieszkałe przez niedźwiedzie, jelenie, lisy, orły i foki. Wszyscy ostrzegają nas przed niedźwiedziami, nawet pani w kasie biletowej na dworcu autobusowym. Japońscy turyści poruszają się z dzwoneczkami, żeby odstraszać niedźwiedzie. Nas one tak bardzo nie przerażają – pamiętam, że podczas 2 tygodni trekkingu na Kamczatce, gdzie jest największa populacja niedźwiedzi, nie spotkaliśmy żadnego (choć śladów niedźwiedzich łap widzieliśmy sporo). Jedziemy autobusem do Iwaobetsu i zostawiamy tam w schronisku plecaki. Nagle przez drogę przed schroniskiem przeszedł niedźwiedź brunatny, spłoszony przez turystów. Przyznam, że zupełnie mnie to zaskoczyło – w najbliższym sklepie kupuję szybko dzwoneczek, może jednak się przydać. Łukasz chętnie go nosi, pobrzękując ciągle. Jedziemy autostopem do pięciu jezior. Po drodze widzimy pełno saren, które zupełnie nie boją się ludzi. Okolice są przepiękne - mocno zalesione góry, skaliste wybrzeże, jeziora. Nie spodziewałam się, że w Japonii znajdziemy tak dzikie zakątki. Nad okolicą góruje szczyt Rausu Dake (1661 m npm). W Polsce góry o podobnej wysokości nie budzą szczególnego respektu ale tutaj szczyt Rausu wznosi się niemal od poziomu morza i wygląda naprawdę majestatycznie. Kusi nas perspektywa wejścia na szczyt – przy dobrej pogodzie widoki muszą być fantastyczne, na cały półwysep. Trzeba to przemyśleć.

Z Iwaobetsu musimy przejść 5 km do Iwaobetsu Onsen ale udaje nam się złapać stopa. Na miejscu zatrzymujemy się w górskiej chatce. Łukasz jest zachwycony, że nie musi mieszkać w namiocie tylko w „hotelu”, w dodatku z onsenem. Warunki są co prawda spartańskie ale jest bezpiecznie (w namiocie na pewno każdy szmer brałabym za niedźwiedzia), sucho i jeszcze można się wykąpać w gorących źródłach, podziwiając widoki na góry - czego więcej potrzeba do szczęścia.

W nocy pada. Budzimy się o 5 rano i zastanawiamy czy warto wyruszyć w góry przy tej pogodzie. Czeka nas ok. 1300 m podejścia i co najmniej 8 godzin na szlaku. Wahamy się, a tu do 5:30 w górę wyszło już 27 osób (zapisują się w dzienniku wyjść). W końcu my też się zbieramy i o 6:40 wyruszamy w górę. Droga jest przyjemna, podziwiamy widoki na wybrzeże. Łukasz zafascynowany dzwoneczkiem dzielnie idzie sam pod górę. Po 4,5 godzinach docieramy na przełęcz, po stromym podejściu, częściowo przez śnieg. Sam szczyt jest bardzo skalisty, a najpierw trzeba przedrzeć się przez kosówkę. Wspinamy się po wielkich głazach, stopniowo droga robi się coraz trudniejsza, szlak właściwie ginie, trzeba przedzierać się po skałach. Na szczyt docieramy o 13:00 po 6 godzinach podejścia. Z Rausu Dake rozciągają się widoki na grzbiet biegnący w głąb półwyspu, zaś od strony wybrzeża nadciągają mgły. Wkrótce zaczyna padać, więc rozpoczynamy powrót. Schodzenie po mokrych głazach jest trudniejsze ale szybko idziemy w dół, nieprzerwanie przez 4 godziny. Wyprzedzamy nawet kilka grup Japończyków, które wyruszyły przed nami. Z daleka ludzi nie widać, słychać tylko dzwoneczki, zupełnie jak karawany jaków. Łukasz przysnął w nosidełku i jego dzwoneczek ucichł. Właśnie wtedy obok ścieżki słyszę głośny trzask łamanej gałęzi. Za chwilę kolejny. Zatrzymujemy się, żeby się rozejrzeć – jestem krótkowidzem ale patrząc na minę Marcina od razu wiedziałam, że nie jest dobrze. Obok nas był niedźwiedź, który zmierzał wprost do ścieżki. Błyskawicznie przyspieszamy kroku, hałasujemy – tak głośno, że Łukasz budzi się i zaczyna dzwonić dzwoneczkiem. Oglądamy się jeszcze kilka razy, czy niedźwiedź za nami nie idzie. Wracamy do chatki o 17:00, grubo przed zmrokiem. Mieliśmy za cel powrót przed 18:00 bo czytaliśmy ostrzeżenie, że jeśli turysta nie wróci do tej pory - rozpoczyna się akcja ratunkowa, której kosztami jest on następnie obciążany. Wieczorem padamy wszyscy ze zmęczenia. Starcza nam sił tylko na kąpiel w onsenie, o 19:00 Marcin i Łukasz już śpią. W chatce kolejne 2 ekipy przygotowują się do wejścia na Rausu następnego dnia, również idą wcześnie spać, żeby wyruszyć o świcie. Gospodarz chatki jest dosyć gburowaty, dopiero jak się dowiedział, że weszliśmy na Rausu Dake spojrzał na nas nieco przychylniej.

Rano idziemy pieszo do Iwaobetsu, Łukasz jest uzbrojony w dzwoneczek i gwizdek, żeby nas żaden niedźwiedź nie zaskoczył. Po drodze spotykamy całe stado sarenek, spokojnie się nam przypatrują Jedziemy autostopem do Uttoro, osady rybackiej malowniczo położonej wśród skał. Potem autobusem do Shiretoko Shari i pociągiem – najpierw do Abashiri (40 minut), a potem do Kamikawa (3 godziny). Tam czekamy na autobus do Sounkyo – jesteśmy poważnie zaniepokojeni, gdy spóźnia się całe 10 minut, w Japonii rzecz niespotykana. Błądzimy trochę szukając campingu, który wcale nie jest oznaczony – straciliśmy przez to godzinę, rozbijamy się o zmroku.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2014-02-24 18:28
Niesamowita wyprawa- czytam z wielkim zainteresowaniem!
 
 
zwiedzili 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 95 wpisów95 13 komentarzy13 2491 zdjęć2491 0 plików multimedialnych0