Noc spędziliśmy na campingu, przez całą noc padało. Rano też wita nas ulewny deszcz i gęsta mgła. Szkoda bo mieliśmy zamiar wyruszyć w góry ale przy tej pogodzie nie ma żadnych szans na jakiekolwiek widoki. Idziemy więc nad wodospady Rynsei i Ginga. Są bardzo malownicze, woda spada z wysokich, strzelistych skał, a we mgle wyglądają tajemniczo. Próbujemy przeczekać deszcz w kafejce z Francuzem, którego poznaliśmy na naszym campingu. Po godzinie postanawiamy wyruszyć w kierunku miasteczka Sounkyo. Idziemy wzdłuż rzeki płynącej wąwozem, podziwiając jego skaliste zbocza. Widzimy tylko niewielką część wąwozu, który ciągnie się przez kilkanaście kilometrów. Z powodu ulewnego deszczu nie docieramy dalej, w głąb Daisetsuzan, największego parku narodowego na Hokkaido, o powierzchni ponad 300 km2. Przy deszczowej pogodzie spędzamy cały dzień w miasteczku: kąpiemy się w onsenie i w punkcie informacji turystycznej oglądamy filmy i zdjęcia z parku Daisetsuzan. Okolica jest niesamowicie malownicza, szczególnie jesienią, kiedy wybarwiają się liście drzew. Lato jest tu bardzo krótkie – śnieg zalega w górach nawet do lipca, a już w drugiej połowie sierpnia zaczyna się jesień, we wrześniu zwykle pada śnieg. Oglądamy wypchane niedźwiedzie, z bliska można zobaczyć jak wielki może być samiec, kiedy stoi na tylnych łapach. Cieszę się teraz, że nie przyjrzałam się bliżej niedźwiedziowi, którego spotkaliśmy w górach, zresztą i tak dostatecznie mnie wystraszył. Łukaszowi bardzo się podoba makieta masywu Daisetsuzan, szczególnie to, że można tam przyciskać guziki i zapalać lampki w różnych punktach. Dłuższą chwilę spędzamy też przy gablocie, przy której można posłuchać odgłosów różnych zwierząt: niedźwiedzia, jelenia, dzięcioła i sowy.