Rano wyjeżdżamy pociągiem do Hakodate, podróż trwa niecałe 3 godziny. Pierwsza rzecz, jaką robimy po przyjeździe to rezerwacja miejscówek na podróż do Tokio następnego dnia. W Hakodate nie mamy zarezerwowanego noclegu ale bardzo pomaga nam pani w informacji turystycznej. Decydujemy się na hotel sieci Toyoko Inn, który jest zaraz przy dworcu kolejowym i targu rybnym. Po serii noclegów na campingach w ulewnym monsunowym deszczu, warunki w hotelu wydają nam się wręcz luksusowe: pokój jest z łazienką, ma klimatyzację, telewizor, czajnik. Rano dostajemy obfite śniadanie. Co ciekawe, różnica między hotelem biznesowym a najtańszym noclegiem w schronisku młodzieżowym jest stosunkowo niewielka. Do tego w niedziele i poniedziałki w hotelu jest 30% zniżki i wtedy naprawdę warto się tam zatrzymać. Hakodate podoba nam się o wiele bardziej niż wielkomiejskie Sapporo. Jest pięknie położone na półwyspie, z niską zabudową i krętymi uliczkami wijącymi się na wzgórzach nad zatoką. Jedziemy zabytkowym tramwajem do dzielnicy Motomachi z kolonialną zabudową. Zaczynamy od zwiedzenia Cmentarza Cudzoziemców, następnie odnajdujemy budynki dawnego Konsulatu Rosyjskiego i Brytyjskiego, jest też cerkiew prawosławna, kościół katolicki i protestancki. Kolację jemy w bardzo modnym miejscu – dawnych magazynach portowych przerobionych na nowoczesne centrum handlowe. Wieczorem wjeżdżamy jeszcze autobusem na górę Hakodate (334 m npm), aby podziwiać panoramę Hakodate. W dole mienią się tysiące świateł miasta położonego na wąskim półwyspie, który wbija się w morze.
Po śniadaniu zwiedzamy targ rybny, z którego słynie Hakodate. Następnie wyruszamy w podróż do Tokio: najpierw ok. 3 h w pociągu do Hachinohe, przejeżdżamy 54-kilometrowy tunel pod oceanem łączący wyspę Hokkaido z Honsiu. Z żalem opuszczamy Hokkaido – pozostaną nam w pamięci malownicze krajobrazy, rzeczywiście są tu bardzo dzikie zakątki Japonii. W Hachinohe mamy całe 16 minut na przesiadkę i wyruszamy shinkansenem do Tokio, gdzie docieramy za 3 godziny. Od razu czujemy różnicę w temperaturze, upał jest trudny do zniesienia choć przyjechaliśmy wieczorem. Do tego dochodzi wilgotne, duszne powietrze – już tęsknimy za Hokkaido! Co prawda i tam było mokro ale przynajmniej dużo chłodniej. Na stacji kolejowej Tokio ciężko się odnaleźć, straszny tam tłum ludzi. Znowu zatrzymaliśmy się w hotelu Toyoko Inn, mam już kartę stałego klienta. Pokój wygląda bardzo znajomo, jest tylko mniejszy od tego w Hakodate (choć ciężko to sobie wyobrazić bo już tamten był ciasny). Marcin wyrusza jeszcze wieczorem na zwiedzanie biznesowej dzielnicy Tokio, a ja usypiam Łukasza zmęczonego podróżą.