Geoblog.pl    PodrozeLukasza    Podróże    CHINY: Łukasz mówi Ni hao    Wutai Shan – ile tu świątyń
Zwiń mapę
2011
15
cze

Wutai Shan – ile tu świątyń

 
Chiny
Chiny, Wutai Shan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7352 km
 
Znów raniutko wstajemy, żeby zdążyć na autobus o 7:30 do Wutai Shan. Przejeżdżamy przez bardzo widokowe góry – zielone, zalesione ale ze stromymi szczytami. Kierowca mknie jak szalony po serpentynach, bez przerwy wyprzedza ciężarówki, nawet na zakrętach. Najlepiej zamknąć oczy i mocno się trzymać. Szybko dojeżdżamy – już po 4 godzinach (nasz przewodnik z 2004 roku informował, że podróż trwa 5-7 h). Przy wjeździe jest pobierana opłata 160 Y + 50 Y za przejazdy busikami po okolicy ale szczęście nam sprzyja i znowu udaje się nam kupić bilety ulgowe. Wutai Shan to ważne miejsce dla buddystów, przybywają tu licznie pielgrzymi i mnisi. Spotykamy nawet Tybetańczyków.

Położone w długiej dolinie miasteczko Taihuai jest otoczone pięcioma szczytami. Jest tu około 100 klasztorów porozrzucanych po okolicznych wzgórzach, szczytach oraz po całym miasteczku. Zatrzymujemy się w dosyć obskurnym ale tanim hoteliku Foguo Binguan (tylko 60 Y za pokój). Przymykam oczy na brak ciepłej wody (jest tylko w określonych godzinach) ale przeszkadza mi trochę wilgoć i zimno. No cóż, nie można mieć wszystkiego…

Ceny żywności są tu co najmniej dwukrotnie wyższe, podobno dlatego, że wszystkie produkty trzeba transportować ciężarówkami. Na poczatek zwiedzamy klasztor Dailuo – spektakularnie położony na szczycie wzgórza, prowadzą do niego ciągnące się w nieskończoność schody. Łukasz stwierdza, że nigdy nie widział tyle schodów ale dzielnie maszeruje. Wieczorem odwiedzamy jeszcze świątynię Tayuan z wielką białą stupą. W nocy szaleje burza – grzmi i leje deszcz, który zalewa nam pokój.

Okazuje się, że z busików, na które mamy wykupione obowiązkowe bilety, jest niewielki pożytek. Kursują tylko doliną, w której jest położony Taihuai, a my chcielibyśmy dotrzeć do Centralnego i Zachodniego szczytu. Mimo tego wyruszamy w drogę – najpierw opłaconym busikiem, potem płatnym stopem, na koniec mikrobusem z pielgrzymami. Targujemy się mocno ale kierowcy są nieprzejednani. Dopiero teraz, w oddalonych świątyniach, można poczuć prawdziwy klimat tego świętego miejsca. Mnisi są o wiele bardziej przyjaźnie nastawieni, ciekawie jest też obserwować pielgrzymów. Dojeżdżamy do centralnego szczytu na 2893 m n.p.m. Stamtąd grzbietem idziemy ok. 4 km do szczytu zachodniego – najpierw schodzimy ok. 200 m., a potem trzeba podejść pod górę. Bardzo żałuję, że nie zabraliśmy butów trekkingowych tylko sandały – na mapie drogi wyglądały na asfaltowe, a tu trzeba iść po błocie, trawie. Jest trochę mgły ale można tu poczuć górski klimat, przestrzeń. Spacer na tej wysokości jest nam potrzebny, żeby się aklimatyzować przed dalszą podróżą. Nad jeziorem Kokonor będziemy spać na wysokości 3200 m npm. Świątynie na szczytach zachodnim i centralnym rozczarowują bo są albo zupełnie nowe albo w budowie. Za to trasa między nimi jest bardzo widokowa. Po ok. 3 godzinach docieramy do świątyni Jixing, kilometr dalej jest rozwidlenie, skąd powinna odchodzić droga do naszej doliny. Powinna ale jej nie ma. Jest 15:00 i busy z pielgrzymami przestały już jeździć. Dodatkowo zbiera się na burzę, słychać grzmoty – postanawiamy więc nie czekać na transport (bo nie wiadomo czy coś jeszcze przyjedzie) i zejść pieszo w dolinę. Z przełęczy odchodzi w dół jakaś ścieżka pasterska, idziemy więc tą drogą. GPS pokazuje, że od hotelu dzieli nas w linii prostej 6 km i 300 m zejścia. W tym momencie spadają pierwsze krople deszczu. Schodzimy szybko bo Marcin niesie Łukasza na barana. Ścieżka po jakimś czasie ginie, więc idziemy po prostu w dół. Okazuje się, że tego zejścia to jednak było zdecydowanie więcej niż informował GPS - 300 m było z przełęczy do doliny, w której leży Taihui, ale tu jest trudna rzeźba terenu i zeszliśmy do innej, dalej i niżej położonej doliny. Pada deszcz ale pocieszam się, że to jeszcze nie ulewa. Na szczęście za jakiś czas deszcz ustaje, a my dochodzimy do drogi. Wsiadamy do busa w samą porę bo znów zaczyna padać. W sumie przeszliśmy tego dnia ok. 17 km, na wysokości prawie 3000 m. Najbardziej męczące było to strome zejście po mokrej trawie, w sandałach było ślisko.

Następnego dnia bolą wszystkie mięśnie. Wstajemy późno, zmęczeni. Łukasz w ogóle nie chce chodzić. Udaje nam się go namówić – z trudem – na zwiedzenie kilku świątyń. Nanshan jest pięknie położona na zboczu, ukryta między drzewami, z wieloma kondygnacjami wygląda jak twierdza. Na północnym końcu doliny leży świątynia Bishan – drewniana zabudowa pochodzi z XV wieku, jest tu cisza i spokój, spędzamy dłuższą chwilę obserwując życie mnichów. Tuż obok naszego hotelu zaczyna się rozległy kompleks Xiantong, składający się z kilku klasztorów na wielu kondygnacjach, z góry roztacza się widok na całe miasto.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (68)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 95 wpisów95 13 komentarzy13 2491 zdjęć2491 0 plików multimedialnych0