Przejazd z Kazbegi do Tbilisi zajmuje tylko 2,5 h. Z dworca Didube metrem jedziemy do Nino’s hostel w centrum. Nasza gospodyni wita nas serdecznie, tym razem czeka na nas pokój dwuosobowy. To znaczy pokój zwolni się dopiero wieczorem, wyruszamy więc na zwiedzanie miasta. Spacerem idziemy główną ulicą Rustaveli w kierunku starego miasta, które tętni życiem. Starówka bardzo nam się podoba – mnóstwo uliczek, stara zabudowa (niektóre domy co prawda wyglądają jakby się miały za chwilę rozpaść), uliczki wspinają się na wzgórze. Zwiedzamy oczywiście kościoły, ale także synagogę i pozostałości po świątyni zoroastriańskiej. Obowiązkowo wzgórze z pomnikiem Matki Gruzji, obwarowania fortecy, a potem kolejką linową zjeżdżamy w dół.
Następnego dnia wyruszamy do Mcchety, niewielkiego miasteczka w pobliżu Tbilisi (jedzie się pół godziny, marszrutką z dworca Didube). Zwiedzamy 3 kościoły wspólnie z poznanymi w autobusie Polakami z Katowic.Na szczęście Łukasz polubił zwiedzanie kościołów bo może zapalać świeczki. Po południu rozdzielamy się – Marcin i Łukasz jadą na basen olimpijski, a ja do łaźni z gorącymi wodami siarkowymi.
Klasztor Davit Gareja położony jest przy granicy z Azerbejdżanem, z Tibilisi to wycieczka na 1 dzień, niestety nie ma tam transportu publicznego i trzeba wynająć sobie transport. Tym razem też jedziemy z Polakiem, Arkiem z Gdyni. Po drodze do klasztoru zatrzymujemy się na chwilę w Oasis Club, polskiej kafejce na zupełnym pustkowiu. Niesamowite miejsce, prowadzone z pasją. Dodatkową atrakcją było to, że mogliśmy zamówić prawdziwą zupę pomidorową dla Łukasza. Klasztor zdecydowanie warto odwiedzić – sam w sobie jest ciekawy, wykuty w skale. Na mnie obłędne wrażenie zrobiły jednak krajobrazy po drodze, widoki z klasztoru w stronę Azerbejdżanu – rozległe równiny, step, kolorowe skały. Przydały się górskie buty do wspinania po stromych ścieżkach, trzeba też uważać na żmije, które podobno można tam spotkać.