Zalesioną doliną dojeżdżamy do wioski Barhal. Tu zatrzymujemy się w położonym nad wioską pensjonacie Karahan. Gospodarz, Mehmet, wspaniale gotuje. Mało mówi po angielsku ale z jego synami można się porozumieć. Najbardziej cieszy nas pralka, w której robimy wielkie pranie. Obok domu jest pasieka, a tuż obok gruziński kościół z X wieku, obecnie służący jako meczet. Kościół, jak większość gruzińskich zabytków tutaj, jest mocno zaniedbany. Zwiedzamy także wioskę, podziwiając piękną drewnianą zabudowę. Wieczorem odpoczywamy przy przepysznej kolacji - jest fasola, zupa z ziołami, gołąbki, a na śniadanie pyszny miód.
Z Barhal wyruszamy na 2-dniową wycieczkę nad jezioro Kara Gől. Pierwszy odcinek prowadzi drogą szutrową, podwozi nas syn gospodarza, Ahmet, w pobliże wioski Naznara. Potem idziemy do góry przez wioskę Amaneskid, gdzie częstują nas czereśniami. Podchodzimy do góry grzbietem, podziwiając widoki na Altiparmak. W okolicy jest dużo więcej roślinności, zaczynają się rododendrony. Upał jest niemiłosierny, a ponieważ skończyło się już piętro lasu, nie ma gdzie się schronić. Czeka nas jeszcze strome podejście i wreszcie docieramy do górskiego jeziora. Kara Gől jest bardzo malownicze, otoczone szczytami gór, wokół sporo jeszcze śniegu. Na środku jeziora jest mała wysepka, obok naszego namiotu wypływa strumień.
Ranek jest bardzo mglisty, nad jezioro nadciągają ciemne chmury. Wstajemy o 5:30 aby jak najwcześniej wyruszyć i zdążyć przed upałem. Najpierw kawałek schodzimy, potem wspinamy się po zboczu pokrytym rododendronami. Wchodzimy na trawiasty grzbiet, mijamy miejsce biwakowe Satibe. Potem schodzimy do drogi i wypatrujemy miejsca, gdzie przecina ją szlak. Niestety schodzimy zbyt nisko, minęliśmy szlak, więc musimy się cofnąć, aby znaleźć właściwą drogę. Jest potwornie gorąco, a nam skończyła się woda. W końcu trafiamy do szlaku i schodzimy stromym zejściem. Słońce piecze niemiłosiernie, ciężko się idzie bez wody, to najtrudniejszy odcinek trasy. W końcu dochodzimy do ruin dzwonnicy, stamtąd już widać wioskę Barhal. Strudzeni docieramy do pensjonatu, gdzie wreszcie można napić się wody.