W Tabriz bez problemu znajdujemy hotel – Darya Guesthouse. Jego właściciel biegle mówi po angielsku i chętnie opowiada o swoich podróżach po Europie w latach 70. Wieczorem udaje nam się jeszcze pospacerować po mieście: podziwiamy meczet (Błękitny Meczet został zniszczony podczas trzęsienia ziemi i odbudowany) i budynek ratusza.
Jest dużo lodziarni, co bardzo cieszy Łukasza. Przez całą podróż po Iranie będą nam towarzyszyć lody szafranowe. Najbardziej smakują podawane ze świeżym sokiem marchwiowym. Dużo czasu spędzamy szukając restauracji. Ponieważ w tych rejonach mieszkają głównie Azerowie, kuchnia jest typowo mięsna i wybór dań wegetariańskich na razie niewielki.
Rano wyruszamy na zwiedzanie Tabrizu, kierując się najpierw w stronę bazaru, którym jest podobno jednym z największych krytych bazarów na świecie. Jest jednak sobota i prawie wszystkie sklepiki są pozamykane. Po pustych uliczkach bazaru biegają tylko koty. Próbujemy kupić gaz do kuchenki turystycznej ale również sklep ze sprzętem turystycznym jest zamknięty z powodu święta. Postanawiamy więc wyruszyć do wioski Kandovan.